poniedziałek, 4 października 2010

Wszystko i nic

Proszę- jak już zaczęłaś/eś czytać, to przeczytaj do końca. Postaram się pisać zwięźle, choć to nie będzie proste, bo mam potrzebę się wygadać. Mogłabym to napisać jednym zdaniem (ale nie chcę) : Perełka nie żyje.
Ktokolwiek z was miał kiedyś kota (ale już nie ma, bo zginął) na pewno wie, jak się czuje. Chciał mieć kota, bo jest milutki, słodziutki, malutki, i miło jest mieć chodzącą poduszkę.Hodował kota, bo głupio wyrzucić przyjaciela. A jak zginął, to dobry właściciel wziął i zakopał, i powiedział- szkoda zwierzaka. Zły właściciel wziął i wyrzucił i powiedział- wreszcie nie będzie darmozjada. Świetny właściciel urządził mini pogrzeb i uronił łzę.
 Ja nie należę do żadnej z wyższych kategorii. Ja cały czas byłam w szkole. Dziadek ją chyba gdzieś zakopał w lesie. Rano nawet się nie pytałam. Po prostu wiedziałam, że  nie żyje. W szkole siedziałam i nic nie mówiłam, tylko jak mnie z histy zapytała, to coś wykrztusiłam. Wróciłam do domu, to tak jam przypuszczałam babcia mi powiedziała, że Perełeczka nie żyje. Powiedziała, że rano dziadek przyszedł do starego domu, a ona leżała zwinięta. I to mnie rozebrało. Ona umierała powoli, gdy ja sobie beztrosko spałam. Ona się męczyła, a ja nic o tym nie wiedziałam. I to co napiszę za chwilę, nie da mi spokoju do końca życia- mogłam ją uratować. Mogłam ją wziąść do weterynarza, on dałby jej zastrzyk, i by przeżyła. Ale nie to jest najgorsze. Ona umierała, męczyła się, konała, gdy Ja- Ta, która jej mówiła, że jej pomogę, Ta, która jej obiecywała, że ją uratuję, Ta, która mówiła, że wszystko będzie dobrze... Ja sobie beztrosko spalam, i chrapałam w ciepełku... Ten obraz będę widzieć do końca życia- kartka przedzielona na pół grubą, czarną linią. Po jednej stronie Perełka zwinięta w kłębek,po drugiej, uśmiechnięta, śpiąca por pierzyną ja. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Ona by dziś skończyła 5 miesięcy!!! Za każdym razem, jak pisałam w zeszycie datę, wzdychałam, patrzyłam za okno, a tam zielone liście drzew. Perełka świetnie się komponowała wśród zieleni. Uwielbiała się wspinać na drzewa.... Czas nie zmazuje bólu, ale sprawia, że słabiej go odczuwamy. Ale niezależnie od tego, ile wspaniałych kotów jeszcze w życiu pokocham, nigdy nie zapomnę tego, że moja Perełka umierała, gdy ja sobie spałam.
 Czy będę dalej prowadzić bloga, potanowię później, teraz nie mam na to siły.

3 komentarze:

  1. Myślę, że zrobiłaś dla niej tyle ile mogłaś. a zawsze jest tak, że wydaje nam się, że można było więcej. Gdybyś wiedziała, to byś jej pomogła i tego się trzymaj. A także tego, że miała szczęśliwe, choć krótkie życie. To Ty sprawiłaś, że miała co jeść, z kim się bawić i do kogo przytulać... :)!. Trzymaj się, przytulam mocno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty dopiero umiesz podnieść na duchu! Dotąd tak o tym nie myślałam. A przecież ty też straciłaś Szimi... Dziękuję!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, to prawda Abigail piszę prawdę. Opiekuję się kotami bezpańskimi, które często żyją w nie godnych warunkach są bite i maltretowane, podtruwane. A Twoja Perełka przynajmniej zaznała pięknego kociego życia. Niestety wiem jak to stracić bliskiego "przyjaciela mniejszego" Jak to mawiał w. Franciszek. Od kąd pamiętam w domu zawsze było dużo kotów i wszystkie były mocno kochane, jednak gdy któreś z nich odchodziło...

    Doskonale Cie rozumiem i wierzę że będziesz dzielna!

    OdpowiedzUsuń

Napisz- lubię czytać :*:*:*