sobota, 30 października 2010

Konkurs

Ogłaszam konkurs
Parę osób odwiedza bloga, więc mogę sobie pozwolić na konkurs. Oto zasady:
1. Piszesz pod tą notką- ZGŁASZAM SIĘ DO KONKURSU ( bardzo mi ułatwisz zadanie, jeśli dodasz jeszcze swój e-mail )
2. Czekasz, a na następnej notce pojawi się pierwsze pytanie konkursowe.
3. Odpowiedź piszesz mi na e-maila ( nie w komentarzu, bo ułatwisz zadanie innym, i nie uwzględnię odpowiedzi)- ewelina303@onet.pl
4. Jeśli przejdziesz do następnego etapu, napiszę ci na e-maila, i napiszę w notce. Wyślę ci też na e-maila 2 pytanie. W notce to pytanie też będzie. Odpowiadasz na to pytanie.
5. Jeśli przejdziesz do finału, jesteś ktoś! Odpowiadasz na pytanie, albo dam jakieś zadanie, i czekasz. Jeśli zwyciężysz, napiszę ci na e-maila, i będzie notka, kto wygrał.
6. Czekasz na e-mail z zapytaniem o twój adres. Może być jeszcze jakieś inne pytanie. Odpowiadasz. Nagrodę ci wyślę pocztą.

 Etapy
1- Zgłoszenie się. Zgłosić się może dowolna ilość osób.
2- Pierwsze pytanie (pierwszy etap). Wszyscy co się zgłoszą, biorą udział w pierwszym etapie.
3- Drugi etap. Do drugiego etapu przechodzą 3 najlepsze osoby z Pierwszego etapu.
4- Finał. Do finału przechodzą 2 najlepsze osoby z Drugiego etapu.

Konkurs odbędzie się, jeśli zgłosi się co najmniej 3 osoby.
Nagroda- Niespodzianka!!!
Czekam na zgłoszenia do  5.11.2010r.
(jeśli byłoby coś niejasne, pisać w komentarzach)

piątek, 29 października 2010

Węgielek

Dziś napiszę o Węgielku.
 Węgielek to mój kot, który aktualnie jest w kocim niebie. Swoje imię zawdzięcza noskowi. Wygłąda zupełnie, jakby wyszedł z popielnika, a nosek sobie ubrudził kawałkiem węgla. Chyba dalej wyjaśniać nie muszę???
Życiorys

Urodził się na początku wakacji 2009 r., a umarł gdzieś koło Wielkanocy tego roku. Nie miał nawet roczka. Jego mamą była Sprytna. Jego bratem był Kotek.  Jak wybierałam zdjęcia do tego posta, wszystko mi się przypomniało... Całe jego życie. Najpierw, jak był mały. Miałam w tedy hory kciuk, bo sobie przytrzasłam w drzwiach od autobusu. On leżał mi na brzuchu i gryzł mi tego kciuka. Miałam go już prawie zagojonego. Paznokieć zeszedł, i właśnie rósł nowy. Dawałam Węgielkowi drugiego paznokcia, ale on wracał do ukochanego.  Jak podrósł, do urodziła się jego ciocia. Nazwałyśmy ją Milusia. Nie kochałam jej tak jak Węgielka, ale też nie tak jak inne koty. Pośrodku. W tedy była u nas u kotów choroba. I biedaczka się zaraziła i umarła. Parę tygodni wcześniej jej mama. Tęskniłam za nią, bo ją na prawdę kochałam. Zawsze mi mruczała. Węgielek przeżył, bo dziadek dał mu zastrzyk. Ale niestety zaczęło mu wypadać futerko na szyi! Potwornie! I wewnętrzne powieki nie otwierały się do końca. Ale on sam był radosny. I tak koło Wielkanocy po prostu nie wrócił. Nie wiem do dziś, czy żyje, bo możliwe, że np. ktoś go wziął, ale dziadek raz coś wspomniał, że widział go, jak go auto potrąciło, ale nie chciał mówić, bo bym była smutna. W każdym razie. Pewnego dnia, jak się już położyłam to się wypłakałam w poduszkę. Nikt na szczęście nie słyszał. I to był już koniec. Umarł, opłakałam go i zostały tylko wspomnienia ( i zdjęcia i nagrania).

Zdjęcia

Tę fotkę zrobiłam w dzień kotów. Ciągle go przesuwałam, żeby ciągle był na słoneczku. Sama surfowałam po blogach i postanowiłam założyć mojego pirwszego bloga.

Mój Węgielek był bardzo miły...

Węgielek jako malec.

Zrobiłam mu taką skrytkę. Uwielbiał tam być.

Uwielbiał leżeć na lodówce...

Przy piecyku też miło...

Jedno z jego ostatnich zdjęć, a sama sesja ostatnia. Piękny mruczuś.
Kochałam go jak nie wiem co. Ma zaszczytne miejsce- wyryłam W na korze jednego drzewa. Na tym samym drzewie było już S, a niedawno wyryłam P.
Tak na miłe zakończenie. Serdecznie polecam tę fotkę na tapetę.
Papa!!!

poniedziałek, 25 października 2010

O Perełce i nie tylko...

Szperałam po necie i znalazłam coś pięknego. Skopiowałam, do dosłownie obrazuje moje uczucia.

On wróci

Zapłacz,
kiedy odejdzie,
jeśli Cię serce zaboli,
że to o wiele za wcześnie
choć może i z Bożej woli.

Zapłacz,
bo dla płaczących
Niebo bywa łaskawsze,
lecz niech uwierzą wierzący,
że on nie odszedł na zawsze .

Zapłacz,
kiedy odejdzie,
uroń łzę jedną i drugą,
i – przestań
nim słońce wzejdzie,
bo on nie odszedł na długo.

Potem
rozglądnij się wkoło,
ale nie w górę;
patrz nisko
i - może wystarczy zawołać,
on może być już tu blisko . . .

A jeśli ktoś mi zarzuci,
że świat widzę w krzywym lusterku,
to ja powtórzę :
on w r ó c i .
Choć może w innym futerku .



Franciszek Klimek


Ten najbardziej mi się spodobał. Słowo w słowo obrazuje moje uczucia. Powtarzam się. Ale to nic. Nie mam w głowie więcej słów. To się powtarzam. Jak odeszła Perełka, to wiedziałam coś. Wiedziałam, że kiedyś będę miała kota, że kiedyś Perełka wróci. Ale nie umiałam tego powiedzieć. Miałam wewnątrz siebie jakąś niemoc. To przez nią nie napisałam nic o uczuciach. Nie wiem ,co mi się stało. Ale ten wiersz jest tym, co właśnie gnieżdżę w moim sercu. Teraz ujawniłam to światu. Jestem szczęśliwa.

A kiedy pada deszcz
Bezdomne koty mokną
Co zrobić masz sam wiesz
Piwniczne otwórz okno

A kiedy szron się szkli
Spod nóg i kół śnieg pryska
Zamknięte uchyl drzwi
Zmarznięte wpuść kociska

Bo może być i tak
W twych grzechach zaczną grzebać
A kot da łapką znak
Uchyli furtę nieba

R.M. Groński
  Ten co do spodobania mi się, jest na drugim miejscu. Koniec jest cudny. Mówi nam, ile kot radości może wnieść do naszego życia. Przepiękny.


"Jeśli kiedyś duma nadmierna
z człowieczeństwa w tobie zagości,
pójdź do schroniska nie chcianych uczuć,
przechowalni niepotrzebnych miłości.

W każdej klatce mieszka ciężka dola.
Między pręty smutek wciska nos.
I na pewno nie załatwia sprawy
wzruszenie ramion, no cóż, taki los.

Może, kiedy tam się wybierzesz,
smutne oczy zawładną twym sercem
i już będzie jedna miłość potrzebna,
jednej stanie się kres poniewierce.

Potem będziesz miał już samą radość:
psa z milionem merdających ogonów.
Iz pewnością szybko się przekonasz,
że to lepsze od fałszywych ukłonów."

- Barbara Borzykowska
Ten najmniej mi się spodobał. Ale też jest ładny. Mówi o tym, by nie mówić, a działać, bo to przyniesie więcej korzyści obu stronom.


To wszystko na dziś. Ta notka jest dość uczuciowa. Przemyślmy sobie niektóre rzeczy. Co to jest  dobro, miłość, nienawiść, piękno... Każdy z nas rozumie te słowa na inny sposób. To słowa które trudno wytłumaczyć. Ale takie wiersze właśnie skłaniają nas do przemyśleń. Przemyślmy każdy gest. Niech zwycięży dobro!
 wiersze ze strony http://www.otozoswiecim.schronisko.net/artykuly-4.html

niedziela, 24 października 2010

Ptaszki

Zima już tuż-tuż, więc zaczynają się zlatywać ptaszki. Strzeliłam parę fot, ale nie są idealne, bo mój aparat nie powiększa zbyt dobrze, a zbyt blisko się podejść nie da. Gdzie źle zobaczyć ptaszka, jest obkreślone.
Siedzi sobie ptaszek na rynnie...

To nie sikorka, tylko taki szary, zapomniałam, jak się nazywa.

Ale strzeliłam fotę! Leci sobie ptaszek, leci!!!...

Sikoreczka na gałęzi orzecha.

Też sikorka na gałęzi orzecha.

Gotowi do startu........

Start! I lądowanie na rynnie. A u góry koleżanka się popisuje.

Należy się porozglądać...

Zza firanki, ale jest.

Zdj. niskiej jakości.

Sikorka bogatka na linii telefonicznej. Śliczna!
 Koty uwielbiają zimą patrzeć przez okno na ptaszki...
 Zapraszam do komentowania!!!

piątek, 22 października 2010

Ruduś

Na oparciu najwygodniej...

Dziś wreszcie dopadłam komputera, i odrabiam zaległości. Na blogu muszę miedzy innymi napisać. Ostatnio zrobiłam porządek ze zdjęciami, i mam porządek, i łatwo znaleźć zdjęcia kotów. A więc dziś parę fot Rudusia.
Natchnęło mnie, i na Paincie..


Patrzcie, jaki jestem dostojny!!!

Mama czasem robi przy mięsie, to on robi ,,kangurka''

I tak siedzi, aż dostanie kawałek.

A po jedzonku koniecznie należy się porządnie wyspać!

poniedziałek, 18 października 2010

Już po pogrzebie.

Nie zrobiłam fotki grobu Perełki, bo wydaje mi się, że Perełka jakoś się na to nie zgadza. Nie przeszkadzajmy jej! :)
Mogę wam opowiedzieć całą historię związaną z pogrzebem, ale nie piszcie komentarzy typu- jesteś bez serca!, albo- w jakich prymitywnych warunkach żyjesz! Zostawcie sobie takie komentarze dla siebie, bo to były dla mnie na prawdę trudne chwile!
 A więc Perełcia umarła. Myślałam, że dziadek ją gdzieś zakopał, ale babcia mi powiedziała, że Perełka leży w skarpie ( w lesie jest taki ogromny rów, w nim płynie strumyczek, rów na 5 metrów miejscami więcej. ) . I tak tydzień po jej śmierci mówię babci, czy pójdziemy, i zakopiemy Perełkę. Babcia mi mówi, żeby pójść do dziadka. Dziadek mówi, że może. Potem mówi, że tego dnia nie, tylko następnego na sto procent.
 Dzień wcześniej poszłam z  Agatą, moją siostrą do lasu, i obeszłyśmy skarpę najpierw do góry, a potem poszłyśmy kawałeczek na dół. I ją zobaczyłam. Sekundę później już beczałam jak dziecko. Nie wiem ,co mi się stało. Po prostu stanęłam, i zaczęłam płakać. Dlaczego ? Bo Perełka mnie lubiła, a tu już przez tydzień tam leży całkiem sama, i jest jej zimno. Wiedziałam, że nie żyje, ale tak jakoś mi się wydawało, że jej zimno. I w tedy wiedziałam, że jeśli nie zakopię Perełki, to nie wybaczę sobie tego do końca życia. Dlaczego? Bo mam szansę jej zrobić pogrzeb. Węgielek i Srociuś zginęli gdzieś, możliwe, że ktoś ich ukradł, i jeszcze żyją, a Perełka na pewno umarła, i mam obowiązek zakończyć jej rozdział kropką, a nie wielokropkiem...
 Poszłyśmy do dziadka.
 -Mówiłeś, że dziś na  100 procent.
 - No dobra, ale weźcie, coś w co ją włożymy, przecież  nie poniesiemy jej na rękach.
 Wzięłyśmy wiaderko, i poszliśmy. Tym razem nie płakałam. Dziadek zszedł na dół, i ją wziął. Zaniosłyśmy ją pod dom. Za płotem rosną brzozy, między dwoma wykopałam dół, a wiele mnie to kosztowało, bo korzenie uciąć. Dół na długość Agaty ręki. Ile to może być? Pół metra? Do dziadka, czy dół dobry na głębokość. Dziadek patrzy mówi że dobry. I bierze to wiaderko, i tak się przygląda Perełce i mówi : Kiciunia, kiciunia! Niech ci ziemie lekką będzie.
 I zakopujemy. To co powiedział, to łzy stanęły mi w oczach. Wróciło wszystko to, co było nad skarpą dzień wcześniej.
 Wzięłam kawałek betonowej płyty, i nakryłam grób, żeby psy nie odkopały. Kiedyś napiszę na tej płycie- Perełka 04.05.2010r.- 04.10.2010r.
Perełka prosi o pamięć!


 To tyle. I nie piszcie ,,głupich'' komentarzy.

wtorek, 12 października 2010

Nasza- klasa

Na naszej- klasie ostatnio dali fajne gry. Mam taką jedną, dam tu fotki z niej. 
To Pet Perty, czyli robisz pupilka i się nim opiekujesz. Mój pupilek się nazywa Kicia. Na zdjęciu w ,,grzybowym stroju''.

Tak jeszcze kiedyś wyglądała moja kuchnia. Teraz jest piękniejsza.


Znalazłam gdzieś tę skałę, więc jak nie zrobić fotki? W grzybowym stroju.

Na tej grze też można się żenić. Oto moja suknia ślubna!

A to moja sypialnia. Teraz dodałam jeszcze komputer i stolik nocny.

Tak naszło mnie, żeby zrobić te fotę. To też gdzieś znalazłam.

A tak wygląda salon przystrojony na wesele, a obok Kici jej przyszły mąż, Kiciuś.

Zawsze marzyłam o takiej ławce, to czemu sobie z nią nie zrobić przynajmniej zdjęcia?
 

poniedziałek, 11 października 2010

Jestem z miasta, to widać...

A wręcz przeciwnie. Nie wierzycie? Przedstawiam wam moją sesję zdjęciową (sama robiłam) mojego kolegi.
To nie było łatwe, ale weszłam na drzewo, i się nie spłoszył.
Kogut chyba jest z rodziny pawi...

...przynajmniej nasz....

...spójrzcie, jaki dumny!!!

piątek, 8 października 2010

Morus

Postanowiłam pisać bloga. Dziś opiszę wam naszego pieska, Morusa. Powinnam pamiętać, kiedy się urodził, ale zapomniałam zapisać, i nie pamiętam. Wiem, ze ma ok. 2 lata. A teraz jego historia, jak się u nas pojawił.
Zginął na pies. Na szczęście zdarza się to u nas rzadziej, niż z kotami, więc głęboko to odczuliśmy. Ten pies się nazywał Puszuś. Zaczęliśmy się rozglądać za nowym psem. Tata załatwił, i jakiś pan przywiózł nam ślicznego, czarnego pieska, i mówił, że wabi się Miś. No to my Miś, Miś, a jak ten pał odjechał, okazało się, że to suczka, na dodatek już w porządnej ciąży. No to teraz Misia, Misia. I urodziła z 5 piesków. Dziadek sprzedał gdzieś 3, dwa chowaliśmy. Misie też sprzedaliśmy. Jeden piesek był rudy, nazwaliśmy go Filuś, a drugi taki, jakby wyszedł z błota, taki umorusany, więc wołaliśmy go Morus. I Filusia sprzedaliśmy. I został Mors. Ma fajną budę, a na niej MORUS pisze. Kiedyś pisało na biało, ale kiedyś z siostrą wzięłyśmy, i pomalowałyśmy mu dach i litery na zielono. Dach trochę zmyło, ale litery jeszcze widać.
 Teraz parę zdjęć.
Nasz Morusek to mieszaniec labladora z czymśtam.

Tutaj świetnie widać, że nie ma ogona.

To zdjęcie zrobiłam, jak naszła mnie wena fotograficzna.

wtorek, 5 października 2010

Postanowienie

Blog był o Perełce. A wszyscy wiedzą, co się stało. Więc są dwa wyjścia- skończyć pisać bloga, albo pisać dalej o naszych kotach, i naszym psie, Morusie. A na koniec parę zdjęć Perełci.
Jedno z jej ostatnich zdjęć. Uwielbiała tę smyczkę od telefonu.

To było jej ulubione miejsce do spania. Teraz jest takie puste!!! :(

Z mamusią. Na słomie na strychu. Zawsze bardzo tam dokazywała, a jak się zmęczyła, to piła. Eh....
 Eh, jak to w życiu jest!!! Perełce miałam strzelić fotę ,i wysłać na konkurs z chwili dla ciebie- poszukiwany najpiękniejszy not w Polsce. I za późno... Piszcie w komentach, czy skończyć z tym blogiem, czy pisać dalej. Chcę znać wasze zdanie. Oczywiście jeśli wybierzecie to drugie, blog będzie, ale nie będzie taki sam. Będzie dużo zdjęć Perełki, ale czasowniki będą w czasie przeszłym...

poniedziałek, 4 października 2010

Wszystko i nic

Proszę- jak już zaczęłaś/eś czytać, to przeczytaj do końca. Postaram się pisać zwięźle, choć to nie będzie proste, bo mam potrzebę się wygadać. Mogłabym to napisać jednym zdaniem (ale nie chcę) : Perełka nie żyje.
Ktokolwiek z was miał kiedyś kota (ale już nie ma, bo zginął) na pewno wie, jak się czuje. Chciał mieć kota, bo jest milutki, słodziutki, malutki, i miło jest mieć chodzącą poduszkę.Hodował kota, bo głupio wyrzucić przyjaciela. A jak zginął, to dobry właściciel wziął i zakopał, i powiedział- szkoda zwierzaka. Zły właściciel wziął i wyrzucił i powiedział- wreszcie nie będzie darmozjada. Świetny właściciel urządził mini pogrzeb i uronił łzę.
 Ja nie należę do żadnej z wyższych kategorii. Ja cały czas byłam w szkole. Dziadek ją chyba gdzieś zakopał w lesie. Rano nawet się nie pytałam. Po prostu wiedziałam, że  nie żyje. W szkole siedziałam i nic nie mówiłam, tylko jak mnie z histy zapytała, to coś wykrztusiłam. Wróciłam do domu, to tak jam przypuszczałam babcia mi powiedziała, że Perełeczka nie żyje. Powiedziała, że rano dziadek przyszedł do starego domu, a ona leżała zwinięta. I to mnie rozebrało. Ona umierała powoli, gdy ja sobie beztrosko spałam. Ona się męczyła, a ja nic o tym nie wiedziałam. I to co napiszę za chwilę, nie da mi spokoju do końca życia- mogłam ją uratować. Mogłam ją wziąść do weterynarza, on dałby jej zastrzyk, i by przeżyła. Ale nie to jest najgorsze. Ona umierała, męczyła się, konała, gdy Ja- Ta, która jej mówiła, że jej pomogę, Ta, która jej obiecywała, że ją uratuję, Ta, która mówiła, że wszystko będzie dobrze... Ja sobie beztrosko spalam, i chrapałam w ciepełku... Ten obraz będę widzieć do końca życia- kartka przedzielona na pół grubą, czarną linią. Po jednej stronie Perełka zwinięta w kłębek,po drugiej, uśmiechnięta, śpiąca por pierzyną ja. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Ona by dziś skończyła 5 miesięcy!!! Za każdym razem, jak pisałam w zeszycie datę, wzdychałam, patrzyłam za okno, a tam zielone liście drzew. Perełka świetnie się komponowała wśród zieleni. Uwielbiała się wspinać na drzewa.... Czas nie zmazuje bólu, ale sprawia, że słabiej go odczuwamy. Ale niezależnie od tego, ile wspaniałych kotów jeszcze w życiu pokocham, nigdy nie zapomnę tego, że moja Perełka umierała, gdy ja sobie spałam.
 Czy będę dalej prowadzić bloga, potanowię później, teraz nie mam na to siły.

niedziela, 3 października 2010

Perełka lubi się bawić

Perełka ostatnio jest chora. Byliśmy u weterynarza, i dał tabletki. Teraz po prostu dajemy jej po jednej na dzień, tak jak kazał. To co tu zamieszczę, było robione jeszcze w tamtym tygodniu, kiedy jeszcze była całkowicie zdrowa.
Słodka jest, no nie? Perełcia nie mogła zjeść zdobyczy. W końcu zaprzestała usiłowań. Perełcia w ogóle zawsze jest super. Trzymajcie za nią kciuki, że by wyzdrowiała. Biedaczka. Zachorował na to samo po raz drugi, choć dopiero jutro skończy 5 miesięcy. Znowu ma te same tabletki. Miejmy nadzieje, że wyzdrowieje. W tedy powstanie więcej takich filmików, jak ten...